Przedstawione fotografie ukazują specyficzny sposób widzenia otaczającej rzeczywistości. Sposób techniczny, analityczny, jednocześnie eksponujący architektoniczne piękno fotografowanych obiektów.
Obiekty te pokazywane są za pomocą linii często niedostrzegalnych dla oka osób niewtajemniczonych. W fotografiach tych dostrzec można inspiracje pracami takich mistrzów jak Sugimoto, Kung czy Konopka.
Urodzony w 1943 we Lwowie, w rodzinie inżynierskiej / artystycznej pochodzenia wielkopolskiego i podolskiego (Czerniowce – pradziadek i dziadek architekci, ojciec mgr inż. mechanik AGH, stryjenka malarka ASP, stryj matki malarz) Wojciech Kosiński mówi o sobie tak:
“Fotografuję od czasów podstawówki, najpierw ojcowskim przedwojennym małym Kodakiem Retina, następnie moim pierwszym aparatem Zorka, czyli sowieckim produktem nielegalnie skopiowanym z przedwojennej Leiki. Ojciec wiele fotografował; z przedwojennych czasów akademickich wyniósł szacunek dla romantycznej fotografii Jana Bułhaka. Oglądającym moje najwcześniejsze fotografie podobała się zwłaszcza „Ulewa na Wawelu”. Funkcję ciemni spełniała domowa łazienka, co utrudniało jej prawidłowe użytkowanie.
W okresie licealnym używałem Zenita, który w najważniejszych momentach zrywał film. Pasjami chodziliśmy z Rodzicami na wernisaże wystaw fotograficznych, w tym zwłaszcza w Pałacu Sztuki i w Bunkrze, tak wspaniałych jak „Rodzina Człowiecza”, „Kim jest człowiek” oraz niezliczonych innych, głównie w orbicie ZPAFu i KTFu. Kolekcjonowałem albumy – od Hartwiga do Bujaka. Fascynującą mnie osobą był Zbigniew Łagocki zwany „Długim”, ulubiony gość w naszym domu, późniejszy prorektor ASP. Zachęcił mnie do kontynuowania fotografii oraz do studiowania architektury i do alpinizmu. Na wspinaczkach używałem malutkiego aparatu Certo. W wystawie fotografii taternickiej w Krzysztoforach zwrócono uwagę na moją fotografię „Noc” i zakupiono trzy fotografie do Muzeum Sportu w AWF na Bielanach w Warszawie. Życzliwie odniesiono się do moich zdjęć górskich na łamach „Taternika” i „Wierchów”.
Na studiach nabyłem Praktikę, która wiernie służyła mi aż do epoki cyfrowej, a do zdjęć studialnych zdobyłem Saluta 6×6 czyli model bezprawnie skopiowany przez Sowietów z zachodniego aparatu Hasselblad. Na 5 roku w ramach przedmiotu „Historia Sztuki i Kultury” u prof. Wiktora Zina przedstawiłem pracę pt. „Statyczna fotografia studialna versus dynamiczna fotografia reporterska”, inspirowaną książką Alfreda Ligockiego. W okresie dyplomowym i asystenckim wypracowałem fotografowanie makiet projektów architektonicznych takie, aby symulowały rzeczywiste budowle; nawet wybitni profesorowie zamawiali u mnie takie zdjęcia. Okres slajdów, najpierw analogowych a następnie cyfrowych wywołał u mnie potrzebę wykonywania tysięcy zdjęć głównie dla ich surowych selekcji do wykładów i publikacji. W tym ważne są zdjęcia z wysoka – ukazujące piękno kompozycji miast; zdjęcia przestrzeni publicznych ożywionych atmosferą życia zbiorowego; a czasami fotografie architektury takie, które układają się w abstrakcyjne kompozycje.”